wtorek, 22 września 2009

Swami Vishwananda, Babaji i Czysta Miłość


Poniżej historia jednej z polskich uczennic Swamiego Vishwanandy. Napisała, że "historia jednak nie o Swamim będzie tylko o Babadżim. Choć mówią, że to jeden i ten sam. Być może, choć umysł na razie nie do końca to pojmuje.
Może bardziej serce to zrozumie..."

"Bliski kontakt z Babadżim miałam dwa razy.
Po raz pierwszy przyszedł do mnie we śnie - przecudna, świetlista postać, którą nawet trudno opisać słowami.
Po raz drugi pojawił się w mojej medytacji, mniej więcej miesiąc temu.
Od dłuższego czasu przeżywałam trudne chwile w życiu osobistym i zawodowym. Do tego kilkumiesięczna choroba, życie w ciągłym bólu, problemy finansowe, sprawiły, że gdzieś zaczęłam uciekać od tzw.
duchowej sfery życia. Coraz trudniej przychodziła mi codzienna praktyka, medytacja, czy modlitwy.
W końcu stało się coś, co sprawiło, że "czara goryczy się przelała" i zaczęłam wpadać w ciemną otchłań. Poczułam, że po wielu latach depresja znowu dopadła mnie w swoje szpony i tym razem tak szybko nie odpuści.
Jednak kiedy było już bardzo źle i czułam, że jestem na tym świecie całkiem sama, coś mi mówiło: wstań, podnieś się jeszcze ten jeden raz, dasz radę, usiądź, zacznij spokojnie oddychać i spróbuj choć na chwilę pomyśleć o Bogu. Tak też zrobiłam. Zaczęłam się modlić, choć łzy płynęły, gardło było ściśnięte z bólu i nie bardzo wierzyłam w sens w tego co robię.
Minął nie wiem jaki czas, kiedy ukazała mi się cudna postać Pana Babadżiego - przeźroczysta, promieniująca wspaniałym blaskiem...
Poczułam, że nie jestem już sama. Poczułam ogromną miłość. Ta miłość powoli zaczęła wypełniać każdą moją komórkę. Przyszedł spokój i świadomość, że nie jestem sama i już nigdy nie będę. On zawsze będzie przy mnie.
Wierzę, że On zawsze jest przy każdym z nas. Być może najbardziej właśnie wtedy, kiedy wydaje się, że nie ma już nic...
Wiem, że gdyby nie On, nie dałabym sobie rady. To był prawdziwy cud.
Parę dni po tym wydarzeniu rozpoczęłam 40-dniową medytację z Babadżim.
Oczywiście nie skończy się na 40 dniach:-) Dla mnie Babadżi jest Czystą Miłością. Po prostu. Miłością, do której chcę dążyć. Kiedyś myślałam, że największym szczęściem jest bycie kochanym. Teraz zaczynam rozumieć że jest całkowicie odwrotnie.
Największym szczęściem jest miłość, którą my możemy ofiarować, którą możemy przesyłać kiedy tylko chcemy, komu chcemy i ile chcemy, i nikt nie jest w stanie nam tego zabronić, a to daje tyle radości...
Ta bezinteresowna miłość, o której tak często mówi Śri Swami Vishwananda, to jest właśnie to szczęście, którego szukamy wszędzie i we wszystkich. A ono faktycznie jest w nas samych, w naszych sercach.
Trzeba się tylko do niego dokopać. Nie jest to zadanie łatwe, nie znaczy jednak, że niemożliwe."
Ela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz