czwartek, 30 lipca 2009
Wczesne lata
W Jego pokoju, w którym dorastał, w Quatrre-Bornes, wizerunki różnych świętych pokrywają całą ścianę. Na półkach stoją figurki rożnych świętych. Każdy przedmiot pokrywa Wibuti (święty popiół), który odwiedzający jak i rodzice na początku pomylili z kurzem. Warstwa jego jest czasami tak gruba, ze głowa Murti (figurki) ledwo wystaje spod góry popiołu.
Na Mauritiusie Swami Vishwananda miał najpierw wybudowaną małą świątynię na ziemi rodziców - za ich zgodą, gdzie co tydzień śpiewają badżany. Z czasem, w ogrodzie przy domu znajomych, wybudował pierwszy Aszram - dzięki ich szczodrości. Jest tam mała kapliczka wypełniona figurkami Świętej Dziewicy Maryi. Figurki Matki Boskiej zostały przywiezione z wielu miejsc pielgrzymek w Europie: Lourdes, Medjegorje, Pontmain, Loretto, Rzymu, Pelvoisin i Fatimy.
środa, 29 lipca 2009
Wibuti
Swami Vishwananda zapowiedział:
-"Dzisiaj muszę przygotować trochę Wibuti. Potrzebuję go sporo!"
Po czym udał się do swojej sypialni i usiadł na prześcieradle ubrany w lunghi (hinduski strój). Włączył na Hi fi badżan "Om Namah Shivaya". A my w sąsiednim pokoju, również śpiewaliśmy przez kolejne 40 min. "Om Namah Shivaya".
Zawołała nas Yogeshini, która stała pod drzwiami. Na korytarzu silnie pachniało pięknym zapachem Wibuti. Gdy weszliśmy do pokoju zapach był jeszcze intensywniejszy. Panowała iście Boska Atmosfera. Swami Vishwananda był cały pokryty emanującym z Niego białym popiołem. Swami był nim pokryty od stop do głów! Złapaliśmy za cztery rogi prześcieradło i znieśliśmy na dół, aby poprzesypywać popiół w małe saszetki. Mieliśmy około 25kg Wibuti i napełniliśmy nim w przybliżeniu 7000 saszetek. Zostały one rozdane wszystkim podczas Darszanu.
Jakiś czas potem powiedziałam do Swamiego:
-"Jestem przyzwyczajona oglądać Ciebie w kolorze brązowym. Nie mogłam Cię wcale rozpoznać. Nie jestem rasistką, ale wolę Cię w brązach. Skąd sie bierze Wibuti? Jak ono się pojawia?"
-"To jest światło płynące z mojego ciała, które transformuje się w Wibuti. Dawniej pozwalałem ludziom patrzeć, ale obecnie światło jest zbyt jasne i wypaliłoby wam wzrok" wyjaśnił Swami Vishwananda.
wtorek, 28 lipca 2009
Francuska piekarnia
-"Przyjemna energia w tym kościele".
-"Jest półmrok i ledwie widać jakieś światło, jedyne co dostrzegam, to wysoko Figurkę Najświętszej Panny z Liesse" odpowiedziałem.
Uklęknęliśmy i pomodliliśmy się przed figurką.
W drodze powrotnej, w przejściu leżały małe broszury. Swami nabył jedną i zaczął czytać na głos historie. Czytał je podczas wychodzenia z kościoła.
-"Zobacz, piekarnia, może kupilibyśmy sobie coś do jedzenia" powiedział.
-"Z największą przyjemnością, śniadanie było dawno, a obiadu nie jedliśmy" odpowiedziałem.
Po wejściu do piekarni Swami nadal czytał historie Najświętszej Panny z Liesse. Sprzedawczyni była bardzo zajęta obsługiwaniem nas, gdy nagle Swami zauważył na głos: "patrz, co oni napisali: W czasie Rewolucji Francuskiej spalono figurkę w piecu w piekarni". Po czym zwrócił sie do sprzedawczyni:
-"Czy to w piecu tej piekarni została spalona cudowna figurka?"
-"Hm, tak. To był mój pra-pra-pradziadek" -odparła zawstydzona sprzedawczyni.
Swami zapłacił i wyszliśmy z piekarni.
-"Powiedz mi proszę, czy istnieje coś takiego jak karma rodziny, narodu czy nacji? spytałem.
-"Oczywiście że tak, może ciążyć ona na kolejnych pokoleniach" odpowiedział.
-"I Ty właśnie za jednym zamachem usunąłeś karmę tej rodziny?".
Swami Vishwananda pokiwał głową, gdy właśnie zbliżaliśmy sie do samochodu z naszymi małymi bułeczkami ze szpinakiem.
poniedziałek, 27 lipca 2009
Ignorowanie Maji
Swami Vishwananda usiadł na wielkiej scenie, a na sali siedziało porozrzucanych w różnych miejscach jakieś sto osób.
Swami zaczął z ciepłem mówić o duchowości. Następnie zademonstrował mudry objaśniając ich znaczenie i przypisane do każdej z nich mantry. Przede mną jakieś młode dziewczyny, które nieuważnie słuchały wykładu zaczęły flirować z chłopakiem siedzącym obok. Potem pojawiło się na sali kilka osób, ale nie zostały, najwyraźniej licząc na coś bardziej spektakularnego. W sali wiał przeszywająco chłodny powiew i jakieś trzydzieści osób wyszło z niej.
Było mi tak żal mojego Guruji, który musiał znosić te pustki na sali i chłodną publiczność.
Po zakończeniu wykładu, przeszliśmy do lobby, gdzie kilku z pozostałych jeszcze słuchaczy chciało porozmawiać ze Swamim Vishwanandą. Swami rozmawiał z każdym z nich nie spiesząc się. Pomyślałem, żeby zaproponować Mu na rozgrzanie herbatę, ale dał mi do zrozumienia, że herbata może poczekać.
Na zewnątrz budynku wiał ostry wiatr, a Swami Vishwananda miał na sobie jedynie swoją tunikę i sandały z bosymi stopami. Zastanawiałem się, jak On dał radę rozmawiać z każdym bez zwracania uwagi na przeszywający do szpiku kości chłód. Wtedy przypomniałem sobie słowa, jakie do mnie wypowiedział w czasie lotu do USA:
"Maja jest bardzo silna i podstępna, potykają się o nią nawet niektórzy guru. Bogactwo, zaszczyty, sława i przyjemności materialne potrafią omamić niektórych z nich. Najlepszy sposób na to, żeby nie dać sie złapać w sieć iluzji, to być pokornym i ignorować ją".
Mogłem doświadczyć sam sposobu, w jaki Swami Vishwananda ignoruje maję. Odsunął On potrzeby osobiste na bok i skoncentrował się na potrzebach innych ludzi i na tym, co było w tym momencie ważne dla nich.
sobota, 25 lipca 2009
Przepalona żarówka
-"To musiało się stać wtedy, gdy udałem się do tej obłożnie chorej kobiety. Odwiedziłem ją, by dać jej ukojenie, ponieważ ona wkrótce umrze. To energia musiała przepalić żarowkę. Gdybyś się obudził wcześniej i na mnie spojrzał, wyglądałem jakbym nie żył i mógłbyś się przestraszyć" powiedział.
-"Być może. Powiedz mi, czy ta osoba była świadoma tego, że Ty do niej przyszedłeś?"
-"Oczywiście! Odwiedzę ją dzisiaj ponownie. Wiesz, na trzy dni przed śmiercią, wielu ludzi ma ogląd całego swojego życia oraz sposobu w jaki umrą. Dlatego u tych, którzy są blisko śmierci, nagle poprawia się stan zdrowia, po to żeby mogli się porozumieć z tymi, których opuszczą" powiedział.
Wsiedliśmy do samochodu i wyjechaliśmy na autostradę. Nad autostradami, sygnalizacja świetlna wskazuje lokalny czas. Zauważyłem, że za każdym razem, kiedy przejeżdżaliśmy pod taką sygnalizacją, światło zaczynało mrugać.
-"O co tu chodzi? Czy to jest kontrola prędkości? spytałem.
-"Nie, to musi nadal być energia" odpowiedział Swami Vishwananda.
piątek, 24 lipca 2009
Moje pierwsze spotkanie
Faktycznie, nikt z nas obecnych nie mógł wydobyć z siebie głosu na widok tego przystojnego, 22 letniego chłopca, który emanował Boskością. Przeszliśmy na taras i nie mogliśmy oderwać wzroku od tego rzadkiego ptaka, który spadł nam z Nieba.
Byłem zadziwiony, że czułem się przy Nim tak swobodnie, jak przy starym przyjacielu, z którym się dawno nie widzieliśmy. Pokazałem Mu portrety swojego Mistrza, które sam namalowałem. Długo się im przyglądał. Powiedział, ten Mistrz ofiarował Mu dużą statuetkę Kryszny, kiedy odwiedził Mauritius. To mnie pocieszyło: jeżeli mój Guru ofiarował Mu statuetkę, to musi to być dobry człowiek.
Kiedy odszedł, jedyne życzenie jakie miałem, to by Go ponownie ujrzeć.
Właśnie zaczynała się seria indywidualnych spotkań, na których śpiewaliśmy badżany.
Swami poprosił, byśmy zrobili Jagnę w naszym domu i zrobiliśmy ją w kominku. W czasie Jagny, wszyscy wrzucają do ognia mieszankę zbóż, ziół i ryżu wypowiadając "swaha"- co oznacza ofiarować - o czym wtedy nie miałem pojęcia.
W czasie trwania Jagny, znalazłem się nagle w Indiach, siedząc na ziemi i powtarzając "Swaha" ofiarowywałem ryż do ognia. Pod koniec ceremonii w naszym domu podszedłem do Swamiego i Go zapytałem:
-"Powiedz mi, czy myśmy się znali w poprzednim wcieleniu w Indiach, gdzie razem zwykliśmy odprawiać Jagnę?"
-"Oczywiście, wiele razy!" Wymawiał te słowa z pięknym uśmiechem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
-"Naprawdę?" zapytałem z zapartym tchem.
W tym momencie ktoś poprosił Swamiego, a ja zaniemówiłem i stałem tak z otwartą buzią.
czwartek, 23 lipca 2009
Pierścionki
"Kiedyś Swami Vishwananda zmaterializował dla mnie bardzo piękny pierścionek wysadzany diamentem. Za każdym razem, gdy sie widzieliśmy Swami pytał: "Czy kamień nadal jest w pierścieniu?" Odpowiadałam, że kamień nadal tam jest. Wydawało mi się to zastanawiające, że pytał o kamień zawsze, gdy się spotykaliśmy. Pewnego dnia mój narzeczony bardzo zachorował i zawiozłam go do kliniki, w której lekarz stwierdził potrzebę natychmiastowej operacji.
Kiedy zapaliło się w jego życiu już "zielone światełko" i zagrożenie minęło, udałam się do Rose Hill - świątyni wzniesionej na Mauritiusie przez Swamiego Vishwanandę. Wchodząc do świątyni zdałam sobie sprawę, że kamień z pierścienia zniknął. Poczułam lekki strach i zasmuciłam się, bo był wyjątkowo piękny. Kiedy wkrótce Swami zadzwonił do mnie, powiedziałam Mu, że brakuje kamienia w moim pierścionku. On mnie pocieszył, że wszystko jest dokładnie, tak jak powinno być i, że nie mam się o co martwić, ponieważ pierścionek był zmaterializowany z myślą o moim narzeczonym.
W 2003 roku Swami Vishwananda zmaterializował dla mnie kolejny pierścień, tym razem wysadzony różowym kamieniem. W 2005 roku urodziłam córeczkę o imieniu Shipra. Lekarze trochę się o mnie obawiali, gdyż miałam bardzo zawyżone ciśnienie krwi i poród nastąpił jeden i pół miesiąca za wcześnie. Poród był z komplikacjami i musiałam zostać kolejne pięć dni w szpitalu, zanim ostatecznie wypisano mnie do domu. W ciągu dnia zasnęłam z pierścieniem, a kiedy się obudziłam, zobaczyłam, że pierścionka nie było. Przeszukałam wszystko, aż w końcu dotarło do mnie, że pierścienie materializowane przez Swamiego Vishwanandę mają za zadanie przeprowadzać nas przez trudne czasy i znikają same, kiedy wypełnią już swoje zadanie.
B.G.S-Mauritius
środa, 22 lipca 2009
Bóg - Przyjaciel
"W 1999 intensywnie podróżowałem z młodym Swamim Vishwanandą po Szwajcarii. Był On wówczas jeszcze w ogóle nie znany i nie rozpoznawany jako Guru. Spędziłem z Nim także czas jako gość w Jego domu na Mauritiusie. Młody mężczyzna emanował szczęściem, miłością i radością. Musiałem wielokrotnie wystawić Jego cierpliwość na próbę, chcąc iść do miejsc, które Jego wcale nie interesowały lub prosząc, żeby poczekał, kiedy ja robiłem coś, na co On nie miał ochoty.
Przez cały ten wspólnie spędzony czas, On nigdy nie narzekał i nie dał mi do zrozumienia, że czegoś nie lubi.
Pewnego razu zatrzymałem samochód w Bernie, w Szwajcarii na głównej ulicy niedaleko od stacji kolejowej i oświadczyłem młodemu Swamiemu Vishwanandzie oraz młodemu Szwajcarowi, który z nami jechał: "Jeżeli nie dacie mi jasnych wskazówek, jak mam jechać dalej to zostawiam samochód tu w tym miejscu!" Wkrótce odszukaliśmy nasza drogę.
Przyjaźń i miłość Swamiego Vishwanandy mają na mnie głęboki wpływ. Trzymam to doświadczenie głęboko w sercu i będę je zawsze pielęgnował. Jego głębokie oddanie, cierpliwość i zrozumienie zwykłego przyjaciela, takiego jak ja, jest przykładem cennym przykładem, sposobu, w jaki Swami każdemu okazuje miłość. Gdziekolwiek Swami jest, obdarza ludzi tą samą miłością i oddaniem, jakim obdarowywał mnie, jako przyjaciela. Jestem jednym z wielu ludzi na świecie. którzy czują, że czy Swami jest fizycznie blisko nas czy daleko, jest On nieustannie przy nas, w naszych sercach i snach".
wtorek, 21 lipca 2009
Pokój na świecie, a spokój umysłu
Uczeń kiedyś poprosił Swamiego, żeby powiedział coś na temat pokoju na świecie, i oto relacja tego ucznia:
Swami powiedział, że to dobry pomysł i potem zaczął mówić o spokoju w umyśle. Podkreślił, że świat nigdy nie zapewni nikomu stabilności i spokoju, że te wartości każdy musi znaleźć w sobie.
Na przestrzeni lat byłem na wielu Daszanach ze Swamim Vishwanandą i zauważyłem, że każdy jest zupełnie nowym i unikalnym doświadczeniem.
Swami jest świadomy myśli każdego, ale nie chce o tym mówić.
Kiedyś w czasie Daszanu siedziałem na samym przodzie i byłem świadkiem kilku sytuacji, których nie da się wytłumaczyć w konwencjonalny sposób:
Swami poprosił dziecko, żeby wzięło poważniej naukę, ponieważ porzuciło ono szkołę.
Innemu dziecku wręczył tylko cukierek i powiedział do mnie, że ono przyszło jedynie po słodycze.
Dał mi garść vibhuti i poprosił, żebym wręczył je komuś na końcu sali, kto bardzo tego potrzebuje, a za chwilę musi wyjść.
Kiedyś pomyślałem o określonej porcji prasadu, Swami poprosił o miseczkę z prasadem i wręczył mi mój ulubiony kawałek.
poniedziałek, 20 lipca 2009
Miłość Guru
"Swami Vishwananda jest zawsze gotowy stworzyć dla każdego warunki odpowiednie dla jego duchowego wzrostu. Poprzez szereg lekcji Swamiego, odkryłem w sobie głębokie pokłady negatywizmu, o których istnienie bym siebie nigdy nie podejrzewał. Za łaską Swamiego, nauczyłem sie bez lęku trwać twarzą w twarz z ciemnością, aż ją pokonałem.
Nie wierzę, że bez wielkiego, wewnętrznego wsparcia mojego Guru, byłbym w stanie pokonać w sobie negatywizm i lęk.
Na dodatek czuję, że ogrom karmy jaki obecnie przerabiam, jest raptem małą cząstką wielkiego ciężaru, jaki mój Guru wziął za mnie na Siebie. Jestem pewien, że w swojej ogromnej skromności Swami nigdy nikomu się do tego nie przyzna, ale wiem o tym z mojego wewnętrznego doświadczenia.
Wielkość guru można pojąc dopiero pod koniec szczęśliwie przerobionej lekcji i każda kolejna lekcja daje coraz większą jasność. Kiedy lekcja już zostaje przerobiona, wówczas objawia się zrozumienie słów i zachowań Guru.
wtorek, 7 lipca 2009
Bliskość Guru
Bardzo mi zapadło w sercu to co powiedział Swami Vishwananda i natychmiast przypomniało mi się jak świeci moje światło kiedy jestem blisko niego, a jak zaczyna przygasać kiedy jestem daleko przez dłuższy czas. Dlatego Swami Vishwananda nas tak do Siebie przyciąga, jak jakaś magiczna siła. Kiedy jesteśmy z nim nie możemy się rozstać, a ledwo wyjedziemy już planujemy jak najszybszy kolejny przyjazd, bo wewnątrz naszych serc czujemy, jak ważne jest przebywanie w pobliżu Guru.
poniedziałek, 6 lipca 2009
Boskie zabawy (Lila) (autor: Vijaya)
Swami Vishwananda lubi się bawić. Potrafi w magiczny sposób zarazić nas entuzjazmem do czegoś, co wydawało nam się wcześniej całkowicie bez znaczenia. Kreuje sytuacje ze sobą i nami jako aktorami i rzuca się w sam środek akcji, dla czystej przyjemności życia, bawienia się. Zawsze potem każdy ma osobiste doświadczenia, z których wypływa jakaś nauka. Tak to już na Ziemi jest: jesteśmy tutaj, żeby się uczyć życia i miłości w każdej możliwej sytuacji.
Swami Vishwananda jest bardzo pobłażliwy i niewyobrażalnie cierpliwy. Pewnego dnia zaprosił pewnego człowieka do swojego mieszkania na Mauritiusie. Człowiek ten bez końca wypowiadał z agresją zdania z katechizmu i praw kanonicznych. Zaczęła we mnie już wzbierać agresja od słuchania tego fanatyka, kiedy on wreszcie przestanie? Ostentacyjnie spoglądałem na swój zegarek. Swami, w przeciwieństwie do mnie, uśmiechał się I wziął swój notatnik aby robić notatki! Doświadczenie to uodporniło mnie na wszelkie dogmaty. Fanatycy istnieją w każdej religii.
Bóg jest jeden, to człowiek tworzy różnice. Każda religia może prowadzić do Boga. To jest jak łódź na oceanie naszych żyć. W jednym życiu jesteśmy chrześcijaninem, w innym muzułmaninem, w innym hindusem, w innym żydem, w kolejnym sufim…. aby dusza mogła nauczyć się różnych praktyk religijnych bez popadania w dogmatyzm.
Swami Vishwananda bawi się podczas codziennych rozmów. Nie ujawnia nawet jednej tysięcznej swojej wiedzy. Często uświadamiam sobie jak automatycznie oceniam ludzi, których prawie nie znam. Swami Vishwananda nigdy nie ocenia, On po prostu kocha.
Często rozmawiając z Nim nie wiemy co mamy myśleć. Potrafi powiedzieć jakiś banał z takim poważnym wyrazem twarzy, jakby to była jakaś ważna rewelacja. Zna nasze uprzedzenia i wszystkie pomysły.
Ponieważ obawiam się popełnić błąd, powiedzieć coś nie tak oraz, że zostanę wyśmiany, kiedyś podczas rozmowy mówiłem zgodnie z kierunkiem w jakim zmierzała konwersacja, zupełnie jak jakaś owca, zamiast myśleć i wyrazić swoją własną opinię. Dwa zdania później Swami Vishwananda zmienił zdanie na przeciwne pozostawiając mnie z moimi własnymi uwagami, twarzą w twarz z moją hipokryzją.
Guru jest tym, który pozbawia nas ignorancji, usuwa naszą niewiedzę, i prowadzi nas do samorealizacji. Swami Vishwananda dokonuje tego doskonale się przy tym bawiąc. Życie z Nim nie jest nudne. O tak, śmiejemy się bez przerwy!